Profil użytkownika zuber
Ponownie muszę się zgodzić z Esme. Film wchodzi gładko. Wszystko tu ze sobą współgra: dobre aktorstwo, nienachalne efekty specjalne i scenariusz nie pozwalający na nudę. Limitless to po prostu świetny thriller. Jedna rzecz nie pozwala na pełnię zadowolenia: niezrealizowany potencjał fabularny. Na idei farmakologicznego wzmacniania umysłu można by nakręcić cały serial lub napisać opasłą powieść. Tymczasem w Limitless wykorzystana jest ona tylko jako pretekst do pościgów i innych scen akcji.
Jedna z niewielu dobrych polskich komedii ostatnich lat, może dlatego że humor sytuacyjny słusznie góruje tu nad humorem postaci.
Film zrealizowany znakomicie. Scenariusz nie zawodzi, jak to w adaptacjach książek Kinga. Aktorzy przekonująco odgrywają swoje role. Kogo miałem lubić, polubiłem, kogo nienawidzić, szybko znienawidziłem do szpiku kości. Za dużo jest jednak w tym filmie "amerykanizmu". Być może to skutek reakcji obronnej mojego umysłu, ale cały czas czułem się, jakby historia Andy'ego rozgrywała się za grubą szybą.
Wyłączając dwie krótkie sceny rozgrywające się w sądzie i w łazience, przez cały czas trwania filmu widzimy jeden mały pokój i 12 zwykłych ludzi w roli ławników. Na nudę nie ma tu jednak miejsca. Ba! Dwunastu gniewnych ludzi wywołało we mnie silniejsze emocje niż większość filmów akcji. Bo w dobrych historiach nie chodzi o fikuśne bronie czy efekty specjalne, ale o starcie idei. A nie można sobie wymarzyć zespołu aktorów, którzy lepiej by odegrali ten konflikt, niż w filmie Lumeta.
Cały film wygląda jak dłuższa wersja własnego trailera. Dynamiczne ujęcia, wybuchy, dziewczyny w pończochach... geek nirvana. Niestety, przez to, że akcja jest stale utrzymana na tym samym wysokim poziomie, całość zaczyna szybko nużyć. Jak dużo teledysków jesteście zdolni obejrzeć na MTV jednym ciągiem? Ja wysiadłem po ~30 minutach. Sucker Punch nie pomagają plastikowe postacie grane przez plastikowych aktorów oraz sztampowe dialogi (wypowiedzi Wisemana to materiał komediowy). Porażkowo.
Jeż Jerzy miał być wulgarny i śmieszny. Niestety wyszło tylko to
pierwsze. Większość gagów była chyba inspirowana amerykańskimi
komediami oraz dwoma najniższymi poziomami piramidy potrzeb Maslowa.
Dla tych kilku bardziej intelektualnych dowcipów nie warto tracić
czasu i pieniędzy. 80% z nich zobaczycie zresztą w trailerze.
Jeż Jerzy
Jeż Jerzy
Nie przepadam za westernami - uważam ten gatunek za upośledzony. Filmowi True Grit udało się mnie jednak wciągnąć, głównie dzięki plastycznemu przedstawieniu świata i barwnym postaciom. Oczywiście duża w tym zasługa Jeffa Bridgesa i Hailee Steinfeld, ale bohaterowie drugoplanowi nie pozostają w tyle. Jedna uwaga: Skrócenie tego filmu o 5 minut naprawdę dobrze by mu zrobiło.
Mroczny rycerz (inheracil)
Gra (Miracles)
Mroczny rycerz (inheracil)
Pociągają mnie filmy opowiadające o innej Muzie (patrz: Bracia Karamazow Zelenki), roztańczony Czarny łabędź nie mógł więc zawieść. Aronofsky stworzył swoiste dzieło, rozbuchane w formie, czerpiące garściami z warsztatu horrorów, a jednocześnie niezwykle kameralne. Cały ciężar fabuły oparty jest na roli Natalie Portman, która spisała się oskarowo.
Aha, warto obejrzeć film drugi raz, aby dostrzec takie smaczki, jak obrazy z testami Rorschacha w sali ćwiczeniowej.
(+1 za fanservice z Natalie)
Ładny, ale przewidywalny, przewidywalny i przewidywalny. Dobry film klasy B do kolacji.