Profil użytkownika zuber
Oglądałem wersję HD, 3D, HFR i bandaże. HFR zupełnie mi nie przeszkadzało - po prostu cały film wyglądał jak intro z gry komputerowej. Hobbit (mimo zabiegów Jacksona) jest dużo bardziej bajkowy niż Władca Pierścieni. Dla mnie jest to plus.
Zdecydowanie więcej tutaj Pixara, niż w Meridzie Walecznej (mimo, że nie jest podpisany). Animacje, world-building, budowanie emocji - pierwsza klasa. Polski dubbing zaskakująco dobry. Do tego dochodzi element nostalgii. Jeżeli, tak jak ja, pół dzieciństwa spędziliście grając na automatach, po prostu MUSICIE obejrzeć ten film!
Skyfall to film schizofreniczny. Nie umie się zdecydować, czy chce być pastiszem starych filmów o Bondzie czy też poważnym filmem sensacyjnym.
Udany reset serii filmów o Batmanie, po tym jak Schumacher pogrzebał poprzednie ekranizacje. Tym razem jest dużo bardziej realistycznie. Duży plus za postać Scarecrow graną przez Cilliana Murphy'ego. IMHO to jeden z najbardziej udanych wrogów Batmana.
Film okazał się dużo lepszy, niż sugerowały recenzje. Miłe dla oka efekty specjalne i ładnie wykorzystane 3D ułatwiają cieszenie się fabułą w stylu fast food.
Oraz, archetyp Drwala jest zdecydowanie niedoceniony przez współczesną kinematografię. Więcej rąbania siekierą poproszę!
Ładny, ale przewidywalny, przewidywalny i przewidywalny. Dobry film klasy B do kolacji.
Ponownie muszę się zgodzić z Esme. Film wchodzi gładko. Wszystko tu ze sobą współgra: dobre aktorstwo, nienachalne efekty specjalne i scenariusz nie pozwalający na nudę. Limitless to po prostu świetny thriller. Jedna rzecz nie pozwala na pełnię zadowolenia: niezrealizowany potencjał fabularny. Na idei farmakologicznego wzmacniania umysłu można by nakręcić cały serial lub napisać opasłą powieść. Tymczasem w Limitless wykorzystana jest ona tylko jako pretekst do pościgów i innych scen akcji.
Jedna z niewielu dobrych polskich komedii ostatnich lat, może dlatego że humor sytuacyjny słusznie góruje tu nad humorem postaci.
Film zrealizowany znakomicie. Scenariusz nie zawodzi, jak to w adaptacjach książek Kinga. Aktorzy przekonująco odgrywają swoje role. Kogo miałem lubić, polubiłem, kogo nienawidzić, szybko znienawidziłem do szpiku kości. Za dużo jest jednak w tym filmie "amerykanizmu". Być może to skutek reakcji obronnej mojego umysłu, ale cały czas czułem się, jakby historia Andy'ego rozgrywała się za grubą szybą.
Wyłączając dwie krótkie sceny rozgrywające się w sądzie i w łazience, przez cały czas trwania filmu widzimy jeden mały pokój i 12 zwykłych ludzi w roli ławników. Na nudę nie ma tu jednak miejsca. Ba! Dwunastu gniewnych ludzi wywołało we mnie silniejsze emocje niż większość filmów akcji. Bo w dobrych historiach nie chodzi o fikuśne bronie czy efekty specjalne, ale o starcie idei. A nie można sobie wymarzyć zespołu aktorów, którzy lepiej by odegrali ten konflikt, niż w filmie Lumeta.
Cały film wygląda jak dłuższa wersja własnego trailera. Dynamiczne ujęcia, wybuchy, dziewczyny w pończochach... geek nirvana. Niestety, przez to, że akcja jest stale utrzymana na tym samym wysokim poziomie, całość zaczyna szybko nużyć. Jak dużo teledysków jesteście zdolni obejrzeć na MTV jednym ciągiem? Ja wysiadłem po ~30 minutach. Sucker Punch nie pomagają plastikowe postacie grane przez plastikowych aktorów oraz sztampowe dialogi (wypowiedzi Wisemana to materiał komediowy). Porażkowo.
Jeż Jerzy miał być wulgarny i śmieszny. Niestety wyszło tylko to
pierwsze. Większość gagów była chyba inspirowana amerykańskimi
komediami oraz dwoma najniższymi poziomami piramidy potrzeb Maslowa.
Dla tych kilku bardziej intelektualnych dowcipów nie warto tracić
czasu i pieniędzy. 80% z nich zobaczycie zresztą w trailerze.
Nie przepadam za westernami - uważam ten gatunek za upośledzony. Filmowi True Grit udało się mnie jednak wciągnąć, głównie dzięki plastycznemu przedstawieniu świata i barwnym postaciom. Oczywiście duża w tym zasługa Jeffa Bridgesa i Hailee Steinfeld, ale bohaterowie drugoplanowi nie pozostają w tyle. Jedna uwaga: Skrócenie tego filmu o 5 minut naprawdę dobrze by mu zrobiło.
Pociągają mnie filmy opowiadające o innej Muzie (patrz: Bracia Karamazow Zelenki), roztańczony Czarny łabędź nie mógł więc zawieść. Aronofsky stworzył swoiste dzieło, rozbuchane w formie, czerpiące garściami z warsztatu horrorów, a jednocześnie niezwykle kameralne. Cały ciężar fabuły oparty jest na roli Natalie Portman, która spisała się oskarowo.
Aha, warto obejrzeć film drugi raz, aby dostrzec takie smaczki, jak obrazy z testami Rorschacha w sali ćwiczeniowej.
(+1 za fanservice z Natalie)
Nie mogę pojąć dlaczego ludzie odpowiedzialni za film z tak dużym budżetem nie zdecydowali się zatrudnić osoby obytej z informatyką i współczesnym SF. Przedstawione w Tronie pomysły trącą myszką i kiczowatym mistycyzmem. Szczęśliwie po wyłączeniu mózgu i zaakceptowaniu faktu, że świat przedstawiony w filmie jest tak spójny jak Star Wars, ogląda się go naprawdę przyjemnie. Muzyka Daft Punk świetnie pasuje do akcji. Jeff Bridges też potrafi urzec, przez większość filmu grając jak w Big Lebowski.
Obsadzona w głównej roli Jeong-hee Yoon trzyma ten film. Lubię takie postacie i klimaty. Niestety Poezja jest już nieco za długa.
Najlepszy Harry Potter, jakiego do tej pory widziałem, a widziałem wszystkie 7 wydanych dotąd części (chociaż książki nie przeczytałem ani jednej, przyznaję się bez bicia). Najpierw Bill Nighty, grający Ministra Magii, skłonił nas kilka razy do głośnego śmiechu (skojarzeń z jego rolą w Love Actually nie dało się uniknąć). Od połowy zaś film staje się prawie offowy, pełen bardzo ciasnych ujęć trójki bohaterów, błąkających się po skandynawskich (?) pustkowiach. To już coś więcej niż rzemiosło.
Jeden z najlepszych filmów Disneya, zrealizowany jeszcze tradycyjną techniką. Nie znudził mnie, jak byłem dzieckiem, nie nudzi i teraz. Świetnie pokazuje problemy dorastania, pierwszych miłości i kontaktów ojca z synem. Tak to właśnie pamiętam!
Najbardziej przerażający horror, jaki widziałem, najpewniej dlatego, że praktycznie nie ma w nim elementów nadnaturalnych. Zakończenie całkowicie mnie zaskoczyło - nie umiem sobie wyobrazić lepszego.
Ten film uświadomił mi, jak nudna byłaby książka, gdybym nie pominął przy czytaniu dużej części opisów bagna, przez które wędrują Frodo i Gollum. Oraz: Gandalf to jedna wielka Deus Ex Machina!